Większość ludzi chce w życiu robić to, co im łatwo przychodzi. Ona – nie.
Większość ludzi woli, gdy jest z górki. Ona – wręcz przeciwnie.
Większość ludzi marzy, aby być najlepszym. A dla niej to twórczy koniec.
Choć dowód osobisty odebrała ładnych parę lat temu, wciąż jest chyba najmłodszą fotografką w Olsztynie. A na pewno należy do artystycznego fenomenu, bo jak twierdzi ( i trudno jej nie wierzyć): uwielbia się bać. Dlatego chętnie sięga po trudne wyzwania i doskonale czuje się w gronie lepszych od niej - może się od nich uczyć!
Będąc dzieckiem, ciągle ściągała na siebie rozmaite katastrofy.
Jeśli ktoś miał się potknąć, upaść, uderzyć, to wiadomo, że ona. Ale może właśnie te twarde lądowania ukształtowały jej charakter - tam, gdzie inni widzą przeszkody, ona dostrzega przygodę.
Jej największą przeszkodą była nieśmiałość. Chwyciła więc za aparat i wyszła z nim na ulicę. Szwendanie się zakamarkami miasta i rozmowy z nieznajomymi to była jej gimnazjalna lekcja śmiałości.
Jej zdjęcie dwóch mężczyzn siedzących pod kamienicą z rozwieszoną nad głowami flagą Polski – jeden w blasku słońca, drugi w cieniu, wykorzystała Wirtualna Polska, ilustrując nim artykuł „Podatki niszczą ludzi”. Ona widziała w tym zdjęciu zupełnie coś innego.
Dziś już rzadko uprawia fotografię streetową, bo od sytuacji zastanej, woli kreację, gdzie liczy się jej indywidualny koncept. Ale wspólny mianownik obu typów fotografii pozostał, jest nim oczywiście człowiek.
Zapytana o fotograficzną edukację, mówi bez ogródek: jestem przygotowana na to, że studiowanie światła w fotografii zajmie mi co najmniej pół życia. Bo właśnie światło jej dla niej tym, co różnicuje dobre zdjęcie od przeciętnego. Gdyby miała kogoś podglądać podczas pracy, chętnie stanęłaby obok Petera Lindbergha – to istny wirtuoz światła!
Nierozwiązane zagadki, nazwisko, które umknęło z pamięci, wzór matematyczny to wszystko czasem nie daje jej zasnąć, tak bardzo kłębi się w głowie. Siedząc w wannie, rozmyśla o prawach fizyki, chemię czuje na co dzień. Szczególnie tę z ludźmi. Dlatego raz zaprzyjaźniony klient, zostaje u niej na długo. Bo dzięki atmosferze, jaką tworzy i więzi, która rodzi się naturalnie, każdy kto znajdzie się przed jej obiektywem, w mig się rozluźnia i może być sobą. A wtedy ona naciska spust migawki.
Efekt? Kalendarz pęczniejący od zajętych terminów i życie na walizkach.
Ale jej to smakuje.
Większość ludzi woli, gdy jest z górki. Ona – wręcz przeciwnie.
Większość ludzi marzy, aby być najlepszym. A dla niej to twórczy koniec.
Choć dowód osobisty odebrała ładnych parę lat temu, wciąż jest chyba najmłodszą fotografką w Olsztynie. A na pewno należy do artystycznego fenomenu, bo jak twierdzi ( i trudno jej nie wierzyć): uwielbia się bać. Dlatego chętnie sięga po trudne wyzwania i doskonale czuje się w gronie lepszych od niej - może się od nich uczyć!
Będąc dzieckiem, ciągle ściągała na siebie rozmaite katastrofy.
Jeśli ktoś miał się potknąć, upaść, uderzyć, to wiadomo, że ona. Ale może właśnie te twarde lądowania ukształtowały jej charakter - tam, gdzie inni widzą przeszkody, ona dostrzega przygodę.
Jej największą przeszkodą była nieśmiałość. Chwyciła więc za aparat i wyszła z nim na ulicę. Szwendanie się zakamarkami miasta i rozmowy z nieznajomymi to była jej gimnazjalna lekcja śmiałości.
Jej zdjęcie dwóch mężczyzn siedzących pod kamienicą z rozwieszoną nad głowami flagą Polski – jeden w blasku słońca, drugi w cieniu, wykorzystała Wirtualna Polska, ilustrując nim artykuł „Podatki niszczą ludzi”. Ona widziała w tym zdjęciu zupełnie coś innego.
Dziś już rzadko uprawia fotografię streetową, bo od sytuacji zastanej, woli kreację, gdzie liczy się jej indywidualny koncept. Ale wspólny mianownik obu typów fotografii pozostał, jest nim oczywiście człowiek.
Zapytana o fotograficzną edukację, mówi bez ogródek: jestem przygotowana na to, że studiowanie światła w fotografii zajmie mi co najmniej pół życia. Bo właśnie światło jej dla niej tym, co różnicuje dobre zdjęcie od przeciętnego. Gdyby miała kogoś podglądać podczas pracy, chętnie stanęłaby obok Petera Lindbergha – to istny wirtuoz światła!
Nierozwiązane zagadki, nazwisko, które umknęło z pamięci, wzór matematyczny to wszystko czasem nie daje jej zasnąć, tak bardzo kłębi się w głowie. Siedząc w wannie, rozmyśla o prawach fizyki, chemię czuje na co dzień. Szczególnie tę z ludźmi. Dlatego raz zaprzyjaźniony klient, zostaje u niej na długo. Bo dzięki atmosferze, jaką tworzy i więzi, która rodzi się naturalnie, każdy kto znajdzie się przed jej obiektywem, w mig się rozluźnia i może być sobą. A wtedy ona naciska spust migawki.
Efekt? Kalendarz pęczniejący od zajętych terminów i życie na walizkach.
Ale jej to smakuje.